Wirus zabił go w tydzień
Opublikowano 02 października 2020, autor: bj
Lekarz ze 105 Szpitala w Żarach, do którego trafił Tadeusz Wojtiuk, zarzeka się, że nie popełnił błędu. Obwinia go o to rodzina zmarłego.
Lekarz przyznaje, że Tadeusz Wojtiuk był jego pacjentem kilkanaście lat.
– Nie tylko pacjentem, ale i przyjacielem – przekonuje.
Zastrzega, że pacjentów kaszlących na jednym dyżurze przychodzi średnio 20-40.
– Gdy pacjent przychodzi, to wypełnia deklarację, żeby wyłapać, czy jest podejrzany o COVID. Ma 4 kratki do zaznaczenia z pytaniami: czy miał kontakt z osobą zakażoną, czy sam siebie podejrzewa, czy jest w izolacji lub w kwarantannie – wylicza lekarz. I zapewnia, że T. Wojtiuk zaznaczył wszystko na „nie”.
W formularzu padają kolejne pytania: czy występuje gorączka powyżej 38 stopni, kaszel, duszność, zaburzenia węchu i smaku.
– To istotne w przypadku zakażenia koronowirusem. Pacjentów z takimi objawami miałem i kierowałem do szpitala. Tam robi się wymaz – zastrzega.
Według lekarza, pan Tadeusz zaznaczył na „tak” tylko kaszel.
– W niedzielę, 20.09., był pierwszym pacjentem. Siedział przy wejściu do gabinetu. Gdyby kaszlał, to na pewno zauważyłaby to pielęgniarka. U mnie w gabinecie też nie kaszlał. Osłuchałem go. Zaleciłem antybiotyk. Poprosił, żeby to było w formie zastrzyku. Nic nie nasuwało podejrzenia koronawirusa – zapewnia lekarz.
Lekarz przyznaje, że pan Tadeusz zadzwonił do niego w czwartek.
– Mówił, że czuje się gorzej i kaszle. Poleciłem, by poszedł do lekarza. Wtedy usłyszałem kaszel. Powiedziałem, że musi zrobić zdjęcie. Odpowiedział, że on koniecznie chce jechać do mnie. Powiedziałem, że ja najwcześniej będę w sobotę lub w niedzielę rano, na dyżurze. Posłuchał mnie i pojechał na prześwietlenie. Wówczas też zaznaczył w formularzu tylko kaszel – podkreśla lekarz.
Nie było wskazań?
Zapewnia, że bardzo współczuję rodzinie.
– Przykre są te uwagi, że nie zrobiłem wymazu, bo przecież nie było takich wskazań. Dostawał zastrzyki, żeby ta choroba nie przeszła w zapalenie płuc. Rozmawiałem z paniami pielęgniarkami. Okazało się, że widziały, że gorzej się czuje. Prosiły go, by poszedł do lekarza. Zdjęcie płuc, wykonane u nas w 105., też nic nie wykazało. Nie było zapalenia płuc. To mogło być co najwyżej zapalenie oskrzeli, bo zdjęcie jest opisane „bez zmian” – tłumaczy.
Jak to się stało, że pan Tadeusz zmarł kilka godzin po przyjęciu na oddział?
– Według lekarzy z oddziału wewnętrznego, na który Tadeusz ostatecznie trafił, też nic niepokojącego się nie działo – przekonuje lekarz. – Jak się czyta o koronawirusie, to tam są wymieniane powikłania zakrzepowe. Po prostu urywają się zakrzepy. W ten sposób mógł powstać zawał, może udar lub zator. Narażeni są właśnie ludzie z grup ryzyka, czyli tak jak w tym przypadku sercowcy. Z COVID-em ludzie walczą długo, pacjenci zazwyczaj leżą pod respiratorem. A tu był element nagłej śmierci. Pierwszy raz przyszedł w niedzielę rano i tydzień później w niedzielę rano zmarł – relacjonuje lekarz.
Lekarz przekonuje, że odpowiedzialność za stan zdrowia ponosi także rodzina.
– Usłyszałem żal od rodziny. Rozumiem, że w takiej chwili przez nich to przemawia. Ale najbliżsi krewni, gdy patrzą na pogarszający się stan zdrowia, też chyba powinni zwrócić uwagę, zainterweniować, zawieźć do szpitala. A to chyba zostało przeoczone – kończy lekarz.
Władze szpitala pytamy o personel, z którym przez tydzień stykał się Tadeusz Wojtiuk. – W szpitalu wszystkie osoby, które miały kontakt z pacjentem podczas badań, zabiegów i porad, zostały przebadane. Wykonane testy dały wynik negatywny – mówi Ryszard Smyk, pełniący obowiązki zastępcy komendanta 105 Szpitala Wojskowego w Żarach. |