Odszedł „Wuja”. Będzie go brakować
Opublikowano 29 maja 2020, autor: hakma
W piątek (22.05) środowiskiem sportowym wstrząsnęła wiadomość o śmierci Mariana Manzelewskiego (?66 l.), działacza Promienia Żary, kierownika drużyny i szefa ochrony. Ostatnio pełnił funkcję specjalisty odnowy biologicznej.

„Wuja” był wszędzie
Każdy kibic, który przychodził na mecze Promienia Żary, znał charakterystyczną sylwetkę popularnego „Wuja”, jak pieszczotliwie nazywali go zawodnicy. W ubiegłym roku przeszedł na emeryturę. „Wuja” oddał Promieniowi nie tylko swój czas, ale także serce. Jeździł na mecze, przychodził na każdy trening i pomagał, jak potrafił. Kiedy trzeba było być kierownikiem, był nim. Kiedy trzeba było szefować ochronie, zrobił kurs. Kiedy ktoś musiał pomagać kontuzjowanym piłkarzom leżącym na murawie, brał walizkę w dłoń i biegł.
Nie doszedł do ławki
Rano, w dzień swojej śmierci, wyszedł z bloku, w którym mieszkał i zmierzał w kierunku swojej ulubionej ławeczki.
– Niestety, nie doszedł, upadł nieopodal na chodnik. Przechodzący mężczyzna szybko rozpoczął reanimację, potem dołączyli inni. Po paru minutach przyjechało pogotowie. Po kilkunastominutowej reanimacji stwierdzono zgon – relacjonuje Artur Grochalski, piłkarz Promienia, który zobaczył wszystko ze swojego okna.
Do szatni wchodził jak do siebie
Prezes Promienia przyznaje, że nawet on nie był w szatni przed meczem, a Marian wchodził do zawodników jak do siebie.
– Pan Marian był człowiekiem orkiestrą. Podobno nie ma ludzi nie do zastąpienia, jednak w jego przypadku na pewno tak będzie – stwierdził Janusz Bronowicz, prezes Promienia Żary.
– Marian był moim przyjacielem, wiele godzin spędzaliśmy na dyskutowaniu o piłce. Spieraliśmy się bardzo często, ale on nie umiał się gniewać. Nawet jak żeśmy się poróżnili, to potem wszystkie nieporozumienia szybko wyjaśnialiśmy – wspomina Wiesław Zaleszczak, przewodniczący podokręgu Żary LZPN.
Mistrz ciętej riposty
Piłkarze, zarówno ci, którzy zakończyli już karierę, jaki i ci, którzy nadal grają w Promieniu wspominają „Wuja” bardzo ciepło.
– Zaskoczył nas wszystkich tym nagłym odejściem, chwilę przed tragedią dzwonił do mnie pytając, czy sezon zaczynamy w okręgówce czy w 4 lidze. Aż płakać mi się chce, gdy przypomnę sobie, jakim był człowiekiem. Zawsze uważałem, że to mistrz ciętej riposty – powiedział Tomasz „Kowal” Kowalczyk, bramkarz Promienia.
– U każdego zawodnika wywoływał uśmiech na twarzy, był zawsze z nami. To wielka strata dla Promienia oraz wszystkich ludzi związanych z lokalną piłką – wspomina Aleksander Jelski, piłkarz Promienia.
Mógłby napisać książkę
– W zasadzie mo?głby napisac? o Promieniu ksia?z?ke?. On kochał Promien? i to było widac? na kaz?dym kroku, pomagał bezinteresownie, w zamian nic nie oczekuja?c, moz?e tylko miejsca w autobusie na mecz! – twierdzi weteran boiska Łukasz Świdkiewicz.
Bardzo długo znał Mariana Manzelewskiego Andrzej Świerczyński, były bramkarz Promienia.
– To był człowiek, który oddał Promieniowi wszystko. Od kiedy pamiętam, zawsze był. Nie mogę uwierzyć, że już go nie zobaczę przy ławce rezerwowych – mówi.
Podobnie myśli Piotr Zieziula, który w Promieniu zaczynał karierę piłkarską.
? Pamiętam go, jak stał na bramie i wpuszczał kibiców. Z nim nie było żartów. Zawsze miał cięty język i nie bał się krytykować piłkarzy. Wiele razy usłyszałem od niego, co źle zrobiłem. Ale nigdy się nie obrażałem – wspomina P. Zieziula.
Był jak rodzina
Bartosz Suski darzył Mariana Manzelewskiego wyjątkową sympatią, bo „Wuja” traktował go jak członka rodziny.
– Był nie tylko naszym kierownikiem, masażystą czy kibicem, ale też przyjacielem. Współpracowaliśmy przez ostatnie 6 lat. Jestem przekonany, że na górze będzie trzymał kciuki za swój Ukochany Promień – mówi B. Suski.
Na pogrzeb Mariana Manzelewskiego przyszli działacze i kibice. „Wuja” na pewno byłby zadowolony z takiej frekwencji. Teraz zasiądzie na ławce, obok Bolka Issela, Andrzeja Sadkowskiego, Zygmunta Górskiego oraz Bolka Kaczmarskiego i będzie razem z nimi kibicował swojej ukochanej drużynie.