Halo, jestem oficerem CBŚ
Opublikowano 22 maja 2020, autor: bj
Zadzwonił do niego agent Centralnego Biura Śledczego Policji. Mówił, że obok siedzą prokurator i prezes banku. Straszył, że straci pieniądze, bo pracownica banku jest w zmowie ze złodziejami.

Najpierw, we wtorkowy (19.05.) poranek, zadzwonił telefon w sprawie kuriera. Dzwonili na stacjonarny.
– Odebrał syn. Pomyślał, że chodzi o jakieś papiery związane z fotowoltaiką, bo montowaliśmy. Ktoś upewniał się, jaki jest adres. Syn go podał. Usłyszał, że ok. 16-17 przyjedzie kurier – opowiada Henryk Hudyma z Olbrachtowa.
Po południu telefon zadzwonił po raz kolejny.
– Odebrałem. I zdębiałem. Bo usłyszałem, że dzwoni do mnie oficer CBŚP z Zielonej Góry. Zapytał, czy będzie u mnie kurier po południu – opowiada pan Henryk. – Kazał mi wszystko dokładnie notować. Powiedział, że nazywa się Marian Hamelczuk. Podał numer swojej odznaki – 37814. I do tego numery na policję – 997 i 112 – pan Henryk pokazuje nam notes, w którym wszystko zapisał. – Powiedział, żebym zadzwonił na numer alarmowy policji i sprawdził podane przez niego dane. Rozłączyłem się, żeby wykręcić 997. Bo jak inaczej zadzwonić z tego samego telefonu? Ale nie zdążyłem. Bo telefon zadzwonił znowu. Odezwał się ten sam głos. Powiedział kategorycznie, że mam się nie rozłączać, że to bardzo poważna sprawa. I że mam po prostu, nie rozłączając się, wykręcić numer alarmowy – relacjonuje.
To nasz oficer
Pan Henryk był mocno zdenerwowany.
– Ten człowiek powiedział, że pracownica mojego banku jest w zmowie ze złodziejami, którzy dostali dokładne informacje na temat wypłaconych przeze mnie pieniędzy – tłumaczy. Dlatego wszystko zrobił tak, jak instruował go głos w słuchawce. – Wykręciłem 997. Usłyszałem normalny sygnał i komunikat „proszę czekać”. Po chwili zgłosiła się „komenda powiatowa”. Przedstawiłem sprawę. Poprosili o nazwisko, numer odznaki. Po chwili usłyszałem „wszystko w porządku, to nasz oficer, przełączę pana do pokoju nr 8”- ciągnie opowieść H. Hudyma.
Tym razem w słuchawce odezwał się znany mu już głos.
– Powiedział, że jest z nim prokurator i prezes banku, bo policja prowadzi dużą akcję, gdzie namierzają kilkudziesięciu przestępców. Zapytał, czy wyrażam zgodę na zablokowanie mojego konta. Pomyślałem, że w tej sytuacji nie mam innego wyjścia – wyjaśnia. Usłyszał, że policjant powiedział do prezesa „jest zgoda na zablokowanie”. – Zaczął pytać mnie o pieniądze. Ile mam w domu – relacjonuje pan Henryk. – Usłyszałem „jadą do pana dwa radiowozy”. Kazał mi pozamykać wszystkie okna i drzwi. I ciągle pytał o pieniądze.
Uważajcie!
Tłumaczył, że nie trzyma w domu gotówki, że płaci kartą.
– W pewnym momencie ten człowiek się rozłączył. Wykręciłem 997. Powiedziałem, że przed chwilą dzwoniłem, bo miałem telefon z CBŚP. Policjant zapewnił mnie, że ze mną nie rozmawiał. I stwierdził, że na pewno oszuści dzwonili – tłumaczy.
Z panem Henrykiem rozmawiamy dzień po zdarzeniu. Ciągle jest pod wrażeniem tego, co się stało.
– W nocy nie mogłem spać. Bałem się, że ktoś do mnie przyjedzie – denerwuje się H. Hudyma.
Oddycha jednak z ulgą na myśl, że faktycznie nie miał w domu grubszej gotówki. Bo mógłby wszystko stracić.
– Czasem słucham o takich historiach w telewizji. Do tej pory zawsze się dziwiłem, jak ludzie mogą dawać pieniądze kompletnie obcej osobie. A teraz sam byłem tak wystraszony, do tego przekonany, że rozmawiam z prawdziwym policjantem, że pewnie bym je oddał. Dlatego wszystkich chcę przestrzec. Uważajcie! – kończy H. Hudyma.