Odszedł tak nagle
Opublikowano 18 października 2019, autor: bj
Jan Wasiura (? 34 l.) z Żar miesiąc temu dowiedział się, że ma raka. Czekał na wyniki badania wycinka. Nie zdążył. Zmarł w nocy z niedzieli na poniedziałek, 13/14.10.

Rodzice Janina i Krzysztof Wasiura mówią o synu ciepło Janek.
– Poszlibyśmy za sobą w ogień. Gdy dowiedziałam się, jaka jest diagnoza, tato myślał, że to do mnie karetkę trzeba wzywać – mówi ze łzami w oczach Kinga Kruszelnicka, siostra zmarłego Jana.
Diagnoza była bezwzględna – rak.
– To był bardzo agresywny nowotwór. Janek od dawna miał problemy z żołądkiem, ale nic nie powiedział. Po prostu, bez słowa skargi – wyjaśnia pani Kinga.
Ale pan Jan nie dopuszczał do siebie, by mogło stać się coś złego.
– Cały czas mówił dosadnie o raku, powtarzał, że trzeba tego drania wyrzucić w diabły – dodaje siostra.
Miał czas i chęci
J. Wasiura pracował w ZWiK-u. Po godzinach dorabiał przy remontach.
– Jakieś półtora miesiąca temu zaczął prawie mdleć w pracy. Tłumaczył, że w pracy robili wykopy, w pełnym słońcu, na takiej patelni, to pewnie mu zaszkodziło – wspomina pan Krzysztof. – Gdy ktoś go o cokolwiek poprosił, to zawsze leciał. Był pracoholikiem. Kto by nie potrzebował, zawsze miał czas i chęci. Teraz, nawet gdy go coś mocno bolało, nic nie mówił.
Pracował jak zawsze
– Najpierw przez 5 dni leżał w Szpitalu na Wyspie, na wewnętrznym. To tam grzejnik naprawił. Potem pojechał na chirurgię w Żaganiu. Tam w 105. zreperował toaletę – mówi pani Janina. Dodaje, że poprosił Ewę, swoją narzeczoną, żeby mu wkrętarkę przyniosła. – Bo chciał naprawić krzesełko – opowiada.
Kilka dni przed śmiercią był dzielny, waleczny, uśmiechał się.
– Choć w niedzielę powiedział do bratowej: „Ja wiem, że mam trzecie stadium”. A bardzo chciał żyć – wspomina pani Kinga.
W niedzielę, 13.10., czekał na głosowanie.
– Jeszcze zagłosował, ale po 2 godzinach, mocno mu się pogorszyło – mówi pan Krzysztof.
Buziak na pożegnanie
Tego dnia byli u niego kilka razy, wymieniali się, bo w sali mogły być maksymalnie 3 osoby.
– Gdy wychodził brat z żoną, odprowadzał ich do drzwi. Powiedział, że ma ochotę na gorącą czekoladę. Wypił ją, ale było mu coraz gorzej. Pojechałam ja z tatą. Było już gorzej. Choć był niemal do końca świadomy, to po kolejnych dawkach morfiny było ciężej. Jak był u niego Krzysztof, klęczał przy łóżku, powtarzał: „Brat, trzymaj się”, ja musiałam wyjść z sali. Łzy cisnęły mi się do oczu. Janek już nie chciał nas martwić. Trochę nas wyganiał, mówił: „Do domu jechać”. Chciał tylko buziaka na pożegnanie – w oczach pani Kingi pojawiają się łzy.
To była wielka miłość
Z Jankiem została Ewa, narzeczona.
– Parą byli od 6,5 roku. To była wielka miłość. I plany na dalsze życie. Chcieli się pobrać – mówi ojciec zmarłego 34-latka.
Janek odszedł po północy.
– Wszystko to stało się tak szybko. Choroba, śmierć. Znajomi nie mogli uwierzyć. Myśleli, że zginął w wypadku samochodowym – dodaje pani Kinga.
Zawsze uśmiechnięty
Jego najbliżsi nie mogą się z tym pogodzić.
– Nigdy nikomu nie ubliżył, zawsze pomagał. Był życzliwy i uśmiechnięty. Dowcipny, dusza towarzystwa. Po prostu pozytywnie zakręcony. Świetnie naśladował Jasia Fasolę. Ludzie pękali ze śmiechu, gdy widzieli te gesty – wspominają.
Rodzinną tradycją było, że Janek przebierał się za Mikołaja.
– Dzieci to uwielbiały. Nasi znajomi prosili, żeby do nich przyszedł, bo śmiechu było co niemiara – mówi pan Krzysztof.
Bardzo lubił muzykę DJ Tiësto.
– Był bardzo szczęśliwy, gdy ze Stanów udało się sprowadzić koszulkę z jego logo. Razem z Ewą mieli jechać na jego koncert. Ale Janek już nie pojedzie – pani Janina, mama Janka, przeciera oczy.
Ta muzyka zagrała na cmentarzu. Najbliżsi wiedzą, że Janek by tak właśnie chciał. J. Wasiura spoczął wczoraj (w czwartek, 17.10.) na cmentarzu komunalnym w Żarach.