Męczarnie w Gdyni
Opublikowano 18 grudnia 2017, autor: Rafał Krzymiński
Stelmet BC wyszarpał zwycięstwo w Gdyni w dodatkowym czasie gry. Nasi koszykarze po raz kolejny przyprawili swoich fanów o palpitacje serca.
Asseco Gdynia – Stelmet BC Zielona Góra 70:71 (20:16, 14:15, 18:17, 13:17, d. 5:6)
Asseco: Wyka 17, Garbacz 15, Witliński 12, Szubarga 8, Szczotka 5, Put 5, M. Ponitka 5, Żołnierewicz 3, Jankowski.
Stelmet BC: Florence 13, Dragicević 11, Koszarek 9, Hrycaniuk 9, Moore 7, Savović 5, Gecevicius 5, Matczak 4, Zamojski 4, Kelati 3, Mokros 1.
Zielonogórzanie mieli zmazać plamę po porażce z Czechami w Lidze Mistrzów. Sztuka ta udała się tylko częściowo, bo mistrzowie kraju nie pokazali nad morzem wielkiego basketu. Pachniało niespodzianką i to dość intensywnie. Nasi jak zwykle zaczęli zdekoncentrowani i bez pomysłu na grę. W pierwszej połowie niecelnych rzutów i strat w ataku było tyle, że bez problemu można by nimi obdzielić dwa spotkania. Gospodarze z kolei trafiali z dystansu i dlatego wygrywali dziesięcioma punktami. W tym elemencie gry szło nam kiepsko. A jeśli dodać do tego niezłą obronę gdynian, zanosiło się na bardzo trudny pojedynek. Dobrą partię rozgrywali Szubarga i Szczotka. W drużynie Artura Gronka w końcu odpalił Florence, walczyli Dragicevic i Zamojski. Na przerwę Stelmet schodził jednak ze stratą.
Druga połowa była bardzo zacięta. Nasi gonili. Dragicevic i Florence wyprowadzili Stelmet BC na jednopunktowe prowadzenie. Gdynia się troszkę pogubiła. Żołnierewicz faulował niesportowo i pod koniec dostaliśmy dodatkową akcję. Jimmy Flo wyrównał, a to oznaczało remis po 40 minutach i dogrywkę, podczas której obie ekipy regularnie pudłowały. Po trafieniu za trzy, gdynianie już byli w ogródku. Armani Moor odpowiedział jednak tym samym, Zamoj zapunktował za dwa pod koszem i końcowy triumf był nasz. Styl znów pozostawia jednak sporo do życzenia.